okładka książki "Misjonarze i Barbarzyńcy"
Ktoś powiedział, że „starość zaczyna się wtedy, kiedy miejsce marzeń zajmują wspomnienia”. Chyba się wobec tego starzeję, bo od jakiegoś czasu tak jest właśnie ze mną.
Broniąc się, próbując oddalić tę nieuchronną perspektywę, do jakiej wszyscy ostatecznie zmierzamy – najczęściej uciekam mimowolnie we wspomnienia i to naturalnie w te najmilsze. Wszak „wspomnienia to jedyny wehikuł czasu, jakim dysponujemy”… Te najmilsze sięgają przeważnie wczesnej młodości, kiedy to byliśmy beztroscy, w pełni zdrowia i energii, nabuzowani marzeniami i planami na przyszłość, a świat – co z tego, że naiwnie – zdawał się stać przed nami otworem i zależeć wyłącznie od nas samych.

Wspomnienia zniekształcają perspektywę, ale te najbardziej żywe potrafią unicestwić czas – mawiał Stephen King.

W takich chwilach nierzadko, z ogromną satysfakcją sięgam po książkę „Misjonarze i Barbarzyńcy – Opowieści o codziennym życiu przasnyskiego ogólniaka w latach 1923-2005”, opracowaną i wydaną przez mojego starszego kolegę – Mariusza Bondarczuka – zapalonego regionalistę, publicystę, człowieka w rzadki sposób łączącego w sobie niemal benedyktyńską cierpliwość z osobliwym szaleństwem – takim w pozytywnym rozumieniu. Bo szaleństwem jest samemu wyrwać sobie z życia niemal cztery lata, by prawie dzień w dzień – żmudnie gromadząc ze strzępów ludzkich wspomnień, starych fotografii, wycinków gazet czy pożółkłych urzędowych dokumentów – składać obraz szkoły w jakiejś prowincjonalnej mieścinie. Ale za to mimo upływu lat widzianej wciąż młodymi oczyma kilku pokoleń jej absolwentów…

Z pewnością gdzieś po Polsce można spotkać sporo rozmaitych publikacji poświęconych szkołom lub uczelniom, które jednak w dużej mierze są produktami „z urzędu” zwykle przy okazji jakichś jubileuszy, przedstawiającymi ich losy jako nieprzerwane pasmo sukcesów.

„Misjonarze i Barbarzyńcy” – to nie jest kolejna laurka o szkole – to zbiór wspomnień (niekoniecznie ckliwych i sentymentalnych) reprezentantów różnych roczników, jakie przewinęły się przez przasnyski ogólniak na przestrzeni pierwszych 80-ciu lat jego istnienia.
Jak napisał wydawca – Myli się ten, kto przypuszcza, iż „Misjonarze i Barbarzyńcy” to publikacja przeznaczona wyłącznie dla uczniów, absolwentów i nauczycieli przasnyskiego Liceum. W gruncie rzeczy jest to książka dla każdego. Szczególnie interesująca może się wydać wszystkim uczącym się czy nauczającym w ogólniakach. Trudno wskazać na drugie podobne wydawnictwo, w którym ukazana byłaby tak wyraziście ewolucja uczniowskich postaw i mentalności pedagogów i wychowawców. W tej książce nie ma tematów tabu, nie ma również mowy o kompromisach wymyślanych przez dorosłych, a szczerość opowieści – zwłaszcza tych autorów, którzy nigdy nie przypuszczali, że ich teksty ukażą się w druku – nadaje im szczególnych walorów.

Po „Misjonarzy i Barbarzyńców” sięgam z satysfakcją także – co tu dużo gadać – z pobudek egoistycznych – mam przecież przyjemność bycia autorem jednego z rozdziałów, który jako próbkę i zachętę do prezentowanej lektury, pozwalam sobie tutaj dołączyć poniżej.
Moja studniówka1981 (postać u góry)
Na fotografii ze studniówki 1981r. (powyżej) „wystaję” ponad grupką radosnych uczestników balu.

Tomasz Ulatowski, luty 2012

Książka i wydawca Mariusz Bondarczuk
Ś.P. Mariusz Bondarczuk, pomysłodawca, redaktor i wydawca wspomnień absolwentów przasnyskiego „ogólniaka”, na tle swojego dzieła.

pan Adam Myśliński
Polecam także blog przasnyszanina, pana Adama Myślińskiego, obecnie pracownika naukowo-technicznego na Wydz. Chemii UW, a na blogu wspomnienia LO w Przasnyszu, a także bardzo ciekawy materiał pt. Gdy byliśmy piękni i młodzi…

KOMENTARZE:

Zofia – 2012-02-12 21:12:41
dzięki za garść wspomnień i zdjęć nauczycieli i uczniów – oczywiście szczególnie tych biol-chem: Witka, Michała, Andrzeja, Pawła, Magdy… no i niezapomniany Kaczorek 😉

Mariusz Bondarczuk – 2012-02-16 08:48:28
Tomku
Benedyktyńska cierpliwość i osobliwe szaleństwo – ciekawa konstatacja, . Tak chyba było i tak chyba jest. Sam się zastanawiam niekiedy – po co to zrobiłem. Bo przecież nie dla kasy. Regionalista pod tym względem zawsze będzie na minusie, a zwłaszcza wówczas, gdy nie korzysta z żadnego finansowego wsparcia (prośby skierowane do ówczesnego i obecnego starost, i poprzednika obecnego burmistrza, o niewielkie dotacje połączone ze sponsorowanymi z nimi wywiadami, które ukazałyby się w MiB – załatwiono odmownie). Jeśli zatem nie kasa, albo ubieganie się o prestiżową nagrodę, co może być powodem takiego szaleństwa, tym bardziej, że musiało być ono rozpisane na cztery – jak podajesz – lata?.. Tych ostatnich było oczywiście znacznie więcej, choć te wyliczone przez Ciebie, poprzedzające druk, były bez wątpienia bliskie opętania. To nie była jednak katorga, bo skazywania się na nią samemu nie można traktować jako dobrowolnych galer. Bliżej tu do alpinizmu, uporczywego wspinania się centymetr po centymetrze na wysoki szczyt, często przy rozmaitych przeciwnościach aury i losu.

Ten ostatni spłatał mi jednak także pozytywnego figla, czyli obdarował odpowiednim surowcem, a raczej budulcem, bo udało mi się pozyskać wiele świetnych tekstów. Do takich mogę zaliczyć także Twoje wspomnienia. Chciałem po prostu, aby poszczególni ich autorzy stali się przewodnikami po kilkudziesięciu latach istnienia szkoły i każdy opowiedział o swojej przygodzie . Żeby była ta podróż nie tylko sentymentalna, łzawa i ckliwa, co jest w zwyczaju takich antologii, ale również taka, gdzie dociera się do jądra zagadnienia, a nawet ciemności. Bo przecież młodzieńcze, szkolne doświadczenie nie zawsze jest oparte na schemacie; Misjonarze – wspaniali wychowawcy, których misją jest okrzesać Barbarzyńców – niesfornych uczniów i zapisać na ich „tabulich rasach” zasady prawości, patriotyzmu, pracowitości.

Kilkadziesiąt lat istnienia przasnyskiego ogólniaka (określenie to już trąci archaizmem i młodzież go nie używa, ale mnie człowiekowi nieco starszej daty pozostaje nadal bliskie) dostarcza aż nadto przykładów, że jakże często role te były odwrócone. „Ustawowi „ Misjonarze brnęli – bywało i bywa nie raz także dzisiaj – w niegodziwość kłamstwa, zdrady, szantażu i zepsucia, a Barbarzyńcy okazywali się nierzadko i okazują nad wyraz dojrzali, oporni na blagę, trudni do wyzucia z zasad i prawości- prawideł, które wynieśli z rodzinnego domu. Także w Twoim tekście, może nieco filuternie, kwestie te zauważasz…

Szkoła, jak każda ludzka społeczność, ma swoje wzloty i upadki. Te ostatnie oficjalna historiografika każdej placówki stara się wylizać, aby śladu ich nie było na wierzchu. W MiB niestety pływają one jak zdechłe muchy tu i ówdzie – niekoniecznie na samym dnie. Rozmaite konflikty wstrząsały KENem od samego początku, aż do dzisiaj. Ale czy ktoś chce rzetelnie o tym dyskutować, poddawać analizie? MiB – to książka w KeNie pewnie zakazana, bo nadal obowiązuje zasada: Nie mów pachole, co się dzieje w szkole. Chciałem to przełamać, co się może nawet trochę udało. Także dzięki Tobie.