Egipt – (Arabska Republika Egiptu) – jak podają w encyklopediach – leży w Afryce północno-wschodniej, częściowo na Półwyspie Synaj – nad Morzem Śródziemnym na północy i Czerwonym na wschodzie. Powierzchnia – 1 mln km2, 63,2 mln. mieszkańców – głównie Arabowie. 95% ludności zamieszkuje na 5% powierzchni kraju tj. wzdłuż Nilu i w jego delcie oraz wzdłuż wybrzeży obu mórz. Większość terytorium stanowią pustynie – Zachodnia (tzw. Libijska) i Wschodnia (Arabska). Wiodące miasta: Kair (stolica), Aleksandria, Aswan, Minia, Luxor, Port-Said. Główne źródło dochodu – turystyka. Ponadto: eksploatacja ropy naftowej, przemysł petrochemiczny, tekstylny, maszynowy, nieznaczne uprawy (ryż, trzcina cukrowa, palmy daktylowe, oliwki, cytrusy, bawełna). Od czasu obalenia króla Faruka (w 1952), Egipt jest republiką. Waluta – funt egipski (ok. 0,60 PLN).

Jest głęboka noc. Ciepły i silny wiatr, który właśnie spadł na nasze głowy jest tutaj rzadkością. Przygnany z głębi pustyni, wiruje teraz po balkonach naszego hotelu – kradnie ręczniki schnące na balustradach i parapetach, strąca je w dół wraz z innymi drobnymi przedmiotami. „Spadł na nasze głowy” – to trafne określenie, bo zastanawia nas, jak wiatr mógł w ogóle tutaj dotrzeć. Dziedziniec z dwoma basenami, przy których postanowiliśmy spędzić kawałek dzisiejszej nocy, jest przecież niczym studnia otoczony ścianami wysokimi na jakieś dziesięć pięter.
– Chamsin, Mister! Chamsin!… – szczerzy białe zęby Ahmed, chłopak z hotelowej obsługi. Kpi sobie z naszej piątki, ale my akurat wiemy, że prawdziwy chamsin, czyli groźny pustynny wicher, wieje w Egipcie tylko w kwietniu i maju, a nie teraz w sierpniu. Nasz „chamsin” postraszył jeszcze chwilę, szarpiąc plażowe parasole i smagając twarze ziarenkami piasku. Jak szybko przybył, tak i zniknął. Skoro jednak dotarł z dalekiej pustyni, musiał odbyć nie małą podróż. Może wcześniej ocierał się o jakieś drzemiące wśród wydm, nie odkryte jeszcze starożytne grobowce?…

Nad nami rozgwieżdżone niebo. Obok, w wodzie basenu migają kolorowe światła. O tej porze zostaliśmy sami – trzech mężczyzn i dwie kobiety. Przylecieliśmy z Warszawy do Hurghady dzisiaj, tym samym samolotem Air-Polonia. Jeszcze kilka godzin temu, nie znając się, przeżywaliśmy razem dreszczyk emocji podczas lotu – turbulencję. Podziwialiśmy przez okna imponujące widoki świata ponad chmurami na pułapie 10-ciu tysięcy metrów, panoramy lądów i wód – zwłaszcza lazur Morza Czerwonego z jego imponującymi rafami… Teraz chcemy lepiej się poznać – opowiadamy o sobie rozciągnięci na leżakach, sącząc przywiezioną polską wódkę. Żartujemy. Atmosfera jest coraz lepsza, ale rozsądek każe w końcu iść spać, bo skoki do wody zaczynają nam się mylić z wynurzeniami. A więc po pierwszym dniu – dobranoc! (Choć ze względu na porę to już raczej – dzień dobry… )

Hurghada
Lot do Hurghady z Polski trwa ponad cztery godziny. Samoloty pasażerskie lądują na lotnisku wojskowym, z konieczności czasowo zaadaptowanym na port cywilny. Stąd prowizoryczny terminal, dużo żołnierzy, zaś dookoła pasów startowych dostrzec można erkaemy otoczone workami z piaskiem. Trochę dziwny widok dla cywilnych gości. To, co jeszcze uderza na powitanie – to żar z nieba (początkowo nie do wytrzymania) i Arabowie bez skrępowania pożerający wzrokiem europejskie kobiety (głównie młode zgrabne blondynki). Hurghada jest największym kurortem na zachodnim wybrzeżu Morza Czerwonego. Ciągnie się 35 kilometrów wzdłuż brzegu. Jest to miasto hoteli, klubów, dyskotek, plaż…. Wygląda trochę jak jeden wielki plac budowy – co drugi budynek jest niedokończony. To skutek liberalnych przepisów budowlano-podatkowych w państwie. Niedokończony obiekt nie jest obłożony podatkiem, a jednocześnie może być częściowo eksploatowany nawet na działalność gospodarczą

Hotel, w którym zamieszkałem – „Three Corners Empire” – nie ma aż tylu atrakcji, co większość pozostałych, ale jest także zadbany i ma tę przewagę nad innymi, że leży w centrum miasta. Nie muszę więc dorabiać tutejszych taksówek kierowanych przez arcyzdzierców. Owo centrum – to tutejsza starówka – Ad-Dahar. Z balkonu pokoju mam widok na morze, panoramę starego city z jego kamienicami, a wśród nich – meczet. Z jego strzelistego minaretu muezzin pięć razy w ciągu dnia wzywa swym śpiewnym Allach u-akbar do modlitwy. Specjalnie otwieram drzwi balkonu żeby to słyszeć. W takiej porze niemal we wszystkich domach, sklepikach rozkładane są małe dywaniki, na których muzułmanie biją modlitewne pokłony.

Drugi dzień spędzamy w piątkę plackiem na pobliskiej plaży przy hotelu Amal Village. Mamy specjalne przepustki. Hotel ten ma piękne ogrody, za to wewnątrz nie jest zbyt czysto (w Egipcie hotele trzygwiazdkowe są raczej nie wskazane). Mieszka w nim dużo Rosjan. Plaża jest przyjemna – bez kłujących jeżowców, obsługa donosi posiłki i drinki wprost na leżaki. Woda w Morzu Czerwonym krystalicznie czysta, widać kolorowe rybki. Chociaż, żeby naprawdę zobaczyć cuda morskiej fauny i flory, należy udać się na Giftun, czyli tutejsze rafy i odbyć przynajmniej powierzchniowe nurkowanie.
W słońcu, bez żadnej osłony, nie da się wysiedzieć dłużej niż 10 minut (jest ok. 40 stopni Celsjusza). Trzeba robić przerwy w cieniu lub chronić się w wodzie. Po kąpieli w morzu, przeraźliwie słonym – obowiązkowy prysznic. Trochę leczymy się egipskim piwem „Stella” – nawet niezłe.

W Dolinie Królów…
Do Doliny Królów docieramy po pięciu godzinach jazdy autokarem głównie przez pustynię. W taką podróż, ze względu na ochronę turystów przed zamachami ze strony islamskich fundamentalistów, władze egipskie wypuszczają tylko konwoje tj. kilka autokarów z obstawą wojskowych jeepów z bronią maszynową i tajniaków wśród pasażerów. Co kilkanaście kilometrów wojskowe posterunki (takie z bunkrem, zasiekami itp. gadżetami), krótkie meldunki co do bezpieczeństwa oraz ewentualna zmiana obstawy.

Zwiedzanie Doliny od strony Nilu poprzedza postój przy tzw. Kolosach Memnona. Są to dwa gigantyczne posągi z różowego kwarcytu, zdobiące niegdyś wejście do świątyni, zniszczonej w starożytności. Wyobrażały siedzącego faraona Amenhotepa III – w dwóch osobach, ponieważ symbolizowały zjednoczenie Górnego i Dolnego Egiptu. Grecy nadali figurom imiona Memnona, mylnie kojarząc je z synem jutrzenki Eos na podstawie podobnego brzmienia egipskiego słowa mennu, oznaczającego „świątynię”. Najstarsze napisy wyryte na posągach przez odwiedzających pochodzą z czasów Nerona. Wirujący wiatr w rytach rzeźb wydawał odgłos przypominający pomruk, dlatego sądzono, że kolosy śpiewają. Walor ten straciły podczas renowacji za czasów Septymiusza Sewera.

Jesteśmy w Tebach Zachodnich kilkadziesiąt kilometrów od miasta Luxor. Dolina Królów, zwana także „miejscem Prawdy”, to starożytne cmentarzysko władców z XVIII-ej i XIX-ej dynastii ( 1530-1330 r. p.n.e.). Wszystkie 60 pieczar, z różnych okresów, są usytuowane pod ziemią po obu stronach olbrzymiego jaru u podnóża skał. Najwyższa z nich – to Góra Tebańska. Ze swoim stożkowym szczytem stanowi naturalną piramidę. Na wzgórzu przy wjeździe z prawej strony widać dom Howarda Cartera – sławnego odkrywcy wielu starożytnych grobowców w okresie międzywojennym m.in. grobu Tutanchamona (owianego tajemnicą słynnej klątwy).

Temperatura powietrza dochodzi do 48. stopni – istny piec. Dobrze, że nie jest parno. Ruszamy pieszo wąwozem na spotkanie storożytności, czujemy się trochę jak dawni śmiałkowie naruszający spokój nekropolii i jej rezydentów. Mimo znacznej liczby zwiedzających w Dolinie panuje cisza, co potęguje wrażenie tajemniczości i apoteozy śmierci.

Do każdego z grobowców prowadzi małe wejście, a za nim kilkudziesięciometrowy korytarz, schodzący stopniowo w głąb mniej więcej pod kątem 45 o. Na końcu korytarza znajduje się zwykle kilka niewielkich sal. W głównej umieszczano sarkofag z mumią zmarłego, zaś wokół sakofagu lub w pomieszczeniach przyległych – różne przedmioty, mogące pomóc władcy w powrocie do świata żywych. Tuż przy sarkofagu ustawiano także cztery naczynia tzw. urny kanopskie, z zakonserwowanymi wnętrznościami, wyjętymi z balsamowanego ciała. Pokrywy urn wyobrażały głowy czterech synów Horusa. Balsamowanie miało zapewnić ciału – głównej podporze życia – przetrwanie. Zwłoki po oczyszczeniu i wysuszeniu w natronie, namaszczano, a następnie owijano ciasno bandażami.

Pomieszczenia drążono w skale wapienno-krzemiennej. Nierówności ścian pokrywano powłoką gipsową. Na ścianach malowano freski nawiązujące do świętych ksiąg: Księgi Oddechów, Ksiąg Podziemia i Bram, Księgi Jaskiń i Księgi Przedsionków oraz Litanii do Ra. Miały wspierać zmarłego w pokonywaniu przeszkód w wędrówce do odrodzenia jako Ozyrys i Ra. Obecnie wnętrza monarszych kwater są niemal ogołocone – większość rzeczy przewieziono do muzeum w Kairze. Pozostały jedynie malowidła i gdzie niegdzie sarkofagi lub ich atrapy.

Zwiedzanie rozpoczynamy od grobowca Horemheba – dowódcy armii egipskiej i władcy państwa przed Ramzesem I (ok. 1330r. p.n.e.) . W dolnej części budowli, ze śladów na ścianach widać sposób nakładania fresków – po wykonaniu linii odniesienia szkic wypełniano barwą czerwoną, a następnie czernią. Dopiero po niej dodawano pozostałe pigmenty. W korytarzach im głębiej, tym coraz duszniej. Fotografowanie jest w zasadzie zabronione, ale ukradkiem robimy zdjęcia. Przy takiej okazji nie sposób sobie odmówić – jesteśmy świadkami twórczości ludzkiej sprzed kilku tysięcy lat…

Do najlepiej zachowanych należy grobowiec Ramzesa VI. W pierwszej części korytarza malowidła przedstawiają rozdziały księgi Bram, zaś sklepienie w sali sarkofagowej – boginię Nut pośród rozmaitych konstelacji, połykającą słońce i rodzącą je na nowo z każdym rankiem.

W miejscu spoczynku Ramzesa III obie strony wejścia zdobione są rzeźbami głowy Hathor – bogini tej tebańskiej nekropolii. Pozostałe dekoracje wyobrażają m.in. przygotowywanie ofiar, barki, bogów Nilu, bóstwa nomów, a także ociemniałych harfistów opiewających chwałę króla. Sala z filarami również nawiązuje do Księgi Bram.

Jednak najsłynniejszy ze wszystkich jest najmniejszy grobowiec – Tutanchamona, a to chociażby ze względu na okoliczności towarzyszące jego odnalezieniu i eksploracji oraz wspomnianej klątwie faraona. Carter po długich i kosztownych poszukiwaniach miejsca spoczynku tego władcy, był bliski rezygnacji, gdy niespodziewanie zgłosił się do niego jeden z miejscowych kopaczy. Przyniósł, znalezioną pod swoim domkiem w Dolinie, starą skorupę tajemniczego naczynia. Ustalono, że pochodzi właśnie z czasów tegoż faraona. Wkrótce okazało się, że długo poszukiwany grób znajdował się pod wspomnianym domostwem, a poszukiwania utrudniały zwały gruzu ze zniszczonego, sąsiedniego grobowca – Ramzesa VI. Po otwarciu wejścia mogiły, oczom archeologów ukazały się ślady stóp ludzkich na piasku głównego korytarza. Należały do rabusiów, którzy usiłowali w starożytności splądrować wnętrze, lecz zostali pochwyceni na gorącym uczynku i dotkliwie ukarani. Złowróżbny napis ze środka budowli – „Śmierć na prędkich skrzydłach dosięgnie tego, kto zakłóci spokój faraona” – dał się niebawem we znaki również samym odkrywcom. Już nazajutrz zmarł nagle lord Carnarvorn, finansujący całą ekspedycję, a w kolejnych latach w tajemniczych okolicznościach odchodziła ze świata większość pozostałych uczestników ekipy. Bez względu na prawdę – czy zgony były zbiegiem okoliczności, czy nie – wieść o zemście z zaświatów przysporzyła kairskiemu muzeum rzesz zwiedzających wystawę trofeów z monarszej krypty, a samemu Egiptowi – krociowych zysków…

Zwiedzanie Świętej Doliny kończymy wizytą w położonej nieopodal manufakturze alabastru. Przy użyciu tych samych metod i takich samych prostych narzędzi, jak przed trzema tysiącami lat, wykonuje się tutaj figurki i inne ozdoby z wielobarwnego alabastru oraz czarnego bazaltu. Można tu zobaczyć i zakupić różnej wielkości i formy: skarabeusze tj. święte egipskie żuki, posążki Nefretete, Anubisa, Ramzesa itp.

Świątynia Królowej Hatszepsut
Z Doliny Królów przemieszczamy się autokarem do Ad-Dajr Al-Bahri, oddzielonego od cmentarzyska monarchów pasmem urwistych skał. Droga zabiera chyba niecałe pół godziny. Właśnie tutaj w Ad-Dajr, u podnóża wielkiej góry, znajduje się świątynia boskiej Królowej Hatszepsut, wzniesiona za panowania XVIII dynastii (1390-1350r. p.n.e.) według projektu architekta Senmuta. Jest budowlą w połowie podziemną, wykutą częściowo w skale. Składa się z charakterystycznych trzech tarasów wspartych na kolmnadach. Do tarasów wiedzie długa rampa. Sanktuarium wdziera się w skalne urwisko – ostatnia sala i przedsionek powstały w okresie ptolemejskim. Świątynia niemal w całości została odkryta przez polską ekspedycję, pracującą w Egipcie w latach 1961/1962. Wyprawa polskich archeologów dokonała równocześnie odkrycia świątyni Thotmesa III. W 1982 roku powtórzono sukces odkrywając w budowli niszę z czasów ptolemejskich, znajdując przy tym unikatową monetę Ptolemeusza VI Philometora, a także odczytując teksty demotyczne – pozostałość z okresu Aleksandra Wielkiego.

Ozdobą części północnej drugiego dziedzińca świątyni jest portyk o wielobocznych kolumnach, zaś od południa – zabytkowy zespół architektoniczny poświęcony bogini Hathor. Kapitele w tej kaplicy wyobrażają tebańską boginię z jej atrybutami – krowimi uszami, sistrum i domem Horusa.

Na chwilę zatrzymuję się na ogromnym parkingu przed starożytną budowlą. Tutaj w 1997r. zamordowano grupę niemieckich turystów. Zginęło 68 osób. Zamachowcy zeszli z gór w przebraniu egipskich policjantów. Kto przeżył ostrzał z broni maszynowej – był dobijany z broni krótkiej. Po kilkunastominutowym pościgu napastnicy zostali otoczeni przez prawdziwą policję – większość zginęłą podczas wymiany ognia, pozostali sami odebrali sobie życie. Sprawa do końca niewyjaśniona – podobno była to akcja jakiegoś odłamu Al-Kaidy, ponieważ Egipt odmówił udzielania jej ludziom schronienia i pomocy. Chciano za to z zemsty odciąć państwo od głównego źródła dochodu odstraszając turystów. Rzeczywiście – zaraz po tym wszystkie biura podróży z całego świata zaczęły wycofywać swoich obywateli. Smutna historia…

(ciąg dalszy nastąpi…)