Jak widać PR-owcy, opiekujący się panią Ewą Kopacz − choć usilnie − to jednak na próżno próbowali, dla poprawy jej wizerunku na stanowisku premiera, stworzyć analogię między nią a Lady Margaret Thatcher, sprawującą ów urząd w Wielkiej Brytanii w latach 1979−1990.

Jednakże słynna brytyjska premier, przystępując do konfrontacji z górniczymi związkami zawodowymi w 1983r., odważnie zaryzykowała byt polityczny partii i osobistą karierę dla dobra gospodarki, którą chciała uwolnić od ciężaru utrzymywania 20. nierentownych kopalń. Jak wiadomo, jej trudny plan powiódł się, a za swoją determinację i konsekwencję zyskała na zawsze przydomek „Iron Lady” (Żelazna Dama).

Nasza szefowa rządu w analogicznej sytuacji − przeciwnie – nad interes ekonomiczny kraju przedłożyła politykę, czy raczej „słupkologię” doraźnego poparcia, już po kilku dniach sporu wywieszając przed związkami „białą flagę”. Za pieniądze podatników kupiła na Śląsku przedwyborczy spokój.

Wbrew propagandowym próbom zrobienia z klęski sukcesu – trzeba powiedzieć wprost – w podpisanym porozumieniu z 17 stycznia br. nie osiągnięto niczego. Nikt nie osiągnął niczego! Cieszący się dziś górnicy z KWK Brzeszcze, Sośnica-Makoszowy, Piekary, Pokój − bo wymusili ograniczenie redukcji zatrudnienia − nadal przecież będą wegetować w zadłużających się kopalniach, podtrzymując na barkach synekury różnych partyjno-sitwiarskich spadochroniarzy, cieplutko lądujących w zarządach i radach nadzorczych holdingu. Aż chciałoby się powiedzieć – „do zobaczenia z transparentami na ulicach znów za kilka miesięcy”.

Rząd sygnując ugodę, także zaledwie odsunął w czasie konfrontację z górniczymi związkami – w perspektywie nadal będzie powracał ekonomiczny problem „czarnego” Śląska, siłą rzeczy stający się każdorazowo problemem politycznym kraju. Ale rząd na dodatek w fatalny sposób pozwolił sobie związać ręce na tę okoliczność – punkt 9. zawartego porozumienia zobowiązuje stronę rządową do kierowania się postanowieniami tegoż dokumentu w podobnych przypadkach kolejnych upadających zakładów wydobywczych, spoza KW S.A. Do tego, już niebawem, dadzą o sobie znać związkowi działacze z innych branż, rozochoceni pozornym sukcesem kolegów.

Premier Ewa Kopacz − być może nie do końca świadomie − broni zdobyczy socjalizmu. Rządowy plan naprawczy z 7. stycznia nie zakładał bowiem najbardziej pożądanego rozwiązania – stworzenia wreszcie warunków do normalnie działającego rynku węgla z konkurencją sprywatyzowanych kopalń w miejsce państwowego molocha – Kompanii Węglowej S.A. (spółki skarbu państwa). Mimo, że istnieje przecież gotowy wzór właściwej drogi, jaką przeszły najbardziej rentowne dziś w Polsce kopalnie – Bogdanka i Silesia (prywatne!). Zamiast tego wybrano, jak to zwykle u nas, „przekładanie” elementów ze starych do nowych (ale wciąż państwowych) pudełek, w połączeniu ze zmianami nazw, szumnie określane „restrukturyzacją”.

Co dla mnie najciekawsze − w planie rządowym docelowo założono, że wydzielenie nierentownych aktywów pozwoliłoby Nowej Kompanii obniżyć koszt wydobycia 1. tony węgla kamiennego o… 9% (!), podczas gdy obciążenia podatkowe (akcyza i VAT) w cenie jej sprzedaży, ograniczające konkurencyjność, stanowią ca 30% i o tym wciąż ani słowa.

Margaret Thatcher podczas swojej 11-letniej kadencji nie unikała podejmowania trudnych reformatorskich wyzwań. Unię Europejską nazywała wprost – narzędziem niemieckiej hegemonii w Europie. U nas długo jeszcze będzie obowiązywała taktyka obchodzenia szerokim łukiem lub co najwyżej kosmetyki w kwestii nie tylko państwowego górnictwa, ale także wobec energetyki, ZUS-u, NFZ-u, PKP, Poczty Polskiej, edukacji, przy jednoczesnej uległości i nadgorliwości wobec unijnych zamierzeń.

Warto w tym miejscu zauważyć, że zarówno sytuacja z węglem, jak i zaistniały niemal równolegle problem wzrostu kursu franka szwajcarskiego, zdają się pokazywać, że nasza obecność w UE wkracza w nową, mniej przyjemną fazę. Przy okazji bilansu zysków i strat z członkostwa, porównujemy zwykle pulę przyznanych środków ze składką członkowską i kosztami obsługi realizowanych inwestycji, a na ogół pomijamy wartość strat ponoszonych przez nas w wyniku błędnej polityki gospodarczej w Unii. Trudności ze zbytem węgla silniej zarysowują się wewnątrz UE niż poza nią. Owszem – na rynku światowym zwiększa się podaż węgla z USA, wypieranego przez gaz łupkowy, jednak Europa dodatkowo strzeliła sobie w stopę paktem klimatycznym jako narzędziem walki z globalnym ociepleniem, czyli czymś, co najprawdopodobniej w ogóle nie istnieje (naukowcy są co do tego podzieleni). Polska obok Turcji jest największym potencjalnym dostawcą węgla na rynek europejski.

Uwolnienie kursu franka przez Szwajcarów, jego wzrost i w związku z tym trudne położenie części polskich kredytobiorców – także były konsekwencją planów Europejskiego Banku Centralnego co do zwiększenia podaży euro poprzez wykup obligacji niektórych państw członkowskich (forma udzielenia im kredytu).

Tak więc Polska potrzebuje radykalnych zmian, a przede wszystkim silnego, odważnego i konsekwentnego przywództwa. Na to trzeba będzie jeszcze poczekać.

Tomasz J. Ulatowski, styczeń 2015