Kto szuka prawdy, nie powinien liczyć głosów… (Gottfried Wilhelm Leibniz)

Tło strona główna

Dzień: 2017-05-17

O czymś bardzo istotnym…

Tym razem postanowiłem użyczyć miejsca na swoim blogu innemu autorowi – panu Tadeuszowi Witkowskiemu, który nadesłal mi zamieszczony niżej artykuł. Są w życiu różne cele, dla których wchodzimy w przeróżne akcje i interakcje. Trzeba jednak pamiętać, że często do niegodnej roli środków sprowadzamy przy tym rzeczy godniejsze lepszej sprawy…

Chyba przestaję rozumieć…

Może to już wiek robi swoje, a może późna jesień tak na mnie wpływa, że się w tym wszystkim zaczynam gubić. Albo niepotrzebnie mam pretensję do siebie – może to jednak inni trochę się pogubili, bo przecież świat wokół nas – niczym liście na wietrze – strasznie ostatnio zawirował.

CYRK ŚMIERTELNIE POWAŻNYCH KLAUNÓW (Europa „broni” rodziny…)

Współczesna Europa – to coraz mniej moja Europa. I – wbrew pozorom – nie jest to także Wasza Europa. Coraz bardziej wynaturzona i coraz szybciej staczająca się w jakąś mroczną otchłań. Nie są to już lata, czy nawet miesiące, ale tygodnie, godziny, a może zaledwie minuty…

Pod znakiem Hipokrytesa

W poprzednim felietonie (Zabawy kalkulatorem (1) – Chore składki zdrowotne…) pisałem o kuriozach finansowania publicznej opieki zdrowotnej w Polsce.
W odpowiedzi pojawiło się sporo różnych głosów, ale jeden znamienny – mój lekarz rodzinny grozi podobno sądem, bo wziął bardzo do siebie określenie „urzędnik w białym kitlu” i poczuł się urażony ( „a przecież on jest lekarzem i… tak się stara wywiązywać z przysięgi Hipokratesa…”) Trudno – niech będzie proces, skoro już być musi ! Na sprawę zaproszę przedstawicieli mediów i przy okazji roztrząsania, czy pan doktor miał podstawy śmiertelnie się obrazić, odbędzie się też publiczna debata nad sensem całego systemu.
„Pierwsza taka sprawa ! I to w mojej gromadzie !…” – jak z szerokim uśmiechem powiedziałby sołtys z „Samych swoich” (tyle, że nie o „kota” tu idzie…)
Jeśli trzeba mogę jednak przeprosić, ale bynajmniej nie za „urzędnika”. Przeprosić mogę za napisanie, iż z mojej składki „pan doktor na początku każdego roku z góry otrzymuje wcale niemały połeć ”.
No to… przepraszam, bo rzeczywiście – wcale nie jest to taki „niemały połeć”, ale jednak całkiem „mały”. A nawet nie „połeć ”, a „połetek” czy wręcz… „plasterek”, albo „plastrunio”. Dokładnie wygląda to tak, że lekarze podstawowej opieki zdrowotnej (rodzinni) w ramach zawieranej umowy z NFZ mają przydzielaną tzw. stawkę kapitacyjną „od głowy” pacjenta (dosłownie: „per capita” – „na głowę”) Aktualnie jest to… 8 zł miesięcznie (!). Oczywiście podlega ona pewnemu zróżnicowaniu o tzw. mnożniki – przede wszystkim w zależności od wieku pacjenta i czy ma ewentualnie cukrzycę, albo chory układ krążenia. Iloczyny pod ich wpływem naturalnie nie puchną nie wiadomo jak, bo mnożniki te wahają się zaledwie w granicach 1-3. W moim przedziale (50-latek) mnożnik wynosi 1, a zatem NFZ regularnie przekazuje po 8 zł co miesiąc na podstawową opiekę nad moim zdrowiem.
Czy Wielce Czcigodne Towarzystwo kuma?.. Ja płacę rocznie kilka tysięcy złotych składki zdrowotnej (wystarczy teraz zerknąć do swoich PIT-ów), a ONI wycenili moje zdrowie na… 8 zł miesięcznie !!! ( Wasze w większości też !) A co z resztą?… Resztę oczywiście trzyma „pod pachą” pani Pachciarz w NFZ (a przedtem pan Paszkiewicz – „pod paszką”) i „ściumbli” na małe plasterki.. Jeden – z góry na szpital – jak się Ulatowski położy, to żeby miał. A jak się nie położy – to będzie miała Kowalska, która się położy. Drugi – na stomatologów, jak zaryzykuje Ulatowski kruche plomby amalgamatowe – to żeby mu w gębie błyszczało. Trzeci na coś tam jeszcze. I tak kroją tę składkę na 101 różnych gównianych plasterków, z których innym może uda się coś schwycić, ale póki co – ja nie mam prawie nic . A jak już nawet kiedyś znalazłbym się w potrzebie (nie daj Bóg!) – to może się okazać, jak z tym pacjentem chorym na nowotwór, którego opisywałem w tamtym felietonie, a któremu wstrzymano chemię, bo jego przypadku… zapomniano (? ! ) umieścić na refundacyjnej liście – mimo, że wcześniej latami walił państwu do kabzy grube tysiące składki „na zdrowie”.
A co robi pan doktor z moimi 8-mioma złotymi ?… Jak to, co? Zarządza nimi – np. płaci innym placówkom, gdy zleci im badanie mnie. Problem tylko w tym, że jego wynagrodzenie i odpłatność za zlecane badania – wtopiono w jedną pulę. Właśnie w tę stawkę kapitacyjną – jak jej nie wyda, to zostaje dla niego. To podobno, żeby współdzieląc los z pacjentem, miał z nim lepszy kontakt. No i dla lepszej gospodarności. Tak było w założeniach.
A co jest w praktyce ?… Pan doktor, który np. potrafi się obrazić za „urzędnika” – choć w istocie stał się przedłużeniem „ramienia” NFZ-u – teraz zamienia się wręcz w wycwanionego magika jarmarcznego (takiego… „czarna przegrywa – czerwona wygrywa”!), albo wprost w pospolitego łapacza pcheł, który kombinuje – jak tu wyrwać z tych ośmiu złotych chociaż ze trzy, żeby zostało dla niego. Najlepiej – jeśli pacjent (tak, jak ja) po prostu długo nie przychodzi. Gorzej – jeśli „znowu przylazł” – to „może mu czego nie zlecić” ?.. Przeczekać – może się uda?… Albo w ostateczności dać skierowanie i podrzucić szpitalowi na oddział (szpital ma 52 zł za punkt) – niech go przebadają na swój koszt!
Czy to ma coś wspólnego z przysięgą Hipokratesa? Może raczej „Hipokrytesa”?… Niech więc pan doktor honorowo obraża się za „urzędnika” na mnie – nie na NFZ. Niech wytacza mi proces w złudnej nadziei, że jest nadal bardziej lekarzem niż buchalterem. Czekam.

Ludzie myślą, że mają w Polsce kapitalizm…

Ciepłe letnie wieczory to świetna okazja – jak powszechnie wiadomo – żeby sobie po-grillować w gronie znajomych, a wspólne biesiadowanie – żeby sobie po-politykować. I nie jest to wcale tylko nasza, polska specjalność.
Podczas jednej z takich tegorocznych „posiadówek” z udziałem mojej skromnej osoby, któryś z uczestników sformułował w pewnym momencie następującą konkluzję: „..Bo wszystko przez to, że w Polsce kapitalizm jest dziki!”. A widząc moje zdziwienie, dodał ponadto: „Bo każdy robi, co chce – taka… wolna amerykanka!”

11 lipca wywieś polską flagę z kirem i zapal wieczorem znicz w oknie…

Akcja dla upamiętnienia ofiar ludobójstwa dokonanego w latach 1939 – 1947 na Polakach i obywatelach polskich innych narodowości przez zbrodniarzy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz SS Galizien, Ukraińskiej Policji Pomocniczej i innych ukraińskich formacji kolaboracji na żołdzie Adolfa Hitlera. Wybór dnia 11 lipca nie jest przypadkowy. Jest to bowiem rocznica dnia „Krwawej Niedzieli” 11 lipca 1943 r. kiedy banderowcy, wspierani przez tzw. „siekierników”, czyli chłopów ukraińskich, uzbrojonych w siekiery, zamordowali w okrutny sposób tysiące bezbronnych Polaków modlących się w rzymskokatolickich kościołach na Wołyniu.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén