Swoją przygodę z Tunezją, zaczynam od Susy (z francuskiego; Sousse, po arabsku; Susah) – trzeciego co do wielkości miasta w tym kraju po Tunisie i Safakisie.
Docieram tu około południa po ponad stu kilometrach jazdy autobusem z Tunisu. Początek pobytu zatem z pozoru męczący, ale z drugiej strony ten przydługi transfer z lotniska to moja pierwsza i to „darmowa” wycieczka przez Tunezję – mimo zmęczenia parogodzinnym przelotem z Polski, chłonąłem krajobrazy zza okna pędzącego autokaru.
Po dotarciu na miejsce, najpierw rzecz jasna zakotwiczam w hotelu. Jest to właściwie kompleks trzech hoteli El Hana (El Hana Residence, El Hana Beach i Chams El Hana) tuż przy nadmorskiej plaży, z basenem i różnościami dla gości, które w gruncie rzeczy mało mnie obchodzą, bo i tak nie zamierzam tracić tutaj czasu. Jeszcze tylko krótkie hotelowe formalności, szybka toaleta i oczywiście… ruszam w plener.